5 September 2016

The quest not for the past, but for tomorrow to make it last

Chciałabym jakoś w miarę cywilizowanie opisać przedwczorajszy koncert Nightwisha w Czechach, ale biorąc pod uwagę, że emocje jeszcze nie do końca opadły, może wyjść nieco chaotycznie.
Po koncercie w Straszęcinie byłam dość zawiedziona i zdecydowanie czegoś mi brakowało. Brakowało mi tego uczucia w stylu ‘work well done’, które pozostaje po tych dobrych koncertach. Po Czadzie pozostał tylko niesmak i niedosyt. Naturalnym było więc, że człowiek zaczyna szukać czegoś, żeby wypełnić tę dziurę i w końcu zająć czymś swój układ nagrody.  
Zabawne jak ten pozornie nieskomplikowany układ struktur w mózgu potrafi skłonić nas do robienia rzeczy tak irracjonalnych, że aż czasem sami się dziwimy do czego jesteśmy zdolni.

Pozwolę sobie na pseudonaukowy biologiczno – egzystencjalny wstępo-pasztet, mając na swoje usprawiedliwienie tylko to, że przecież ostatnimi czasy nawet więksi ode mnie wpadają w pseudonaukowe klimaty, holy shit evolution is amazing earth is so cool life's great stories and Waldens and shit : )
Nauczona doświadczeniem, spodziewałam się potężnego wyrzutu dopaminy po Czadzie, jak to po dobrych koncertach zwykle bywa. Spodziewałam się, a nie dostałam nic. Mój układ nagrody został więc oszukany i za to sprezentował mi uczucie odwrotne do dopaminowego haju. Jest to reakcja całkowicie naturalna, like – człowiek, what did you expect?
Całkiem naturalne jest również to, że jako dobry dla swojego układu nagrody narkoman, podświadomie zaczęłam poszukiwać sposobu na wyrównanie dopaminowego głodu. Kolejny koncert Nightwisha odbywał się w Czechach… okej, myśl móżdżku, kombinuj, tangens, cotangens, suma kwadratów długości przyprostokątnych jest równa kwadratowi długości przeciwprostokątnej, ile kilometrów jest od ciebie z domu do Havirova. 126km, godzina i 25 minut drogi. Bilety po 30zł. Ile? Gdyby oficjalna strona zespołu nie trąbiła o tym wydarzeniu od ładnych paru tygodni, pomyślelibyśmy, że to jakiś coverband, a nie prawdziwy zespół. Że ktoś sobie z nas robi potężne jaja, czy coś.

Born to the false world, the wanderer,
On a quest for immortality
Gathering a troop to find the fantasy

Mimo wszystko załadowaliśmy się do samochodu i nie mając biletów ani pewności czy ten Nightwish to ten sam zespół, którego słuchaliśmy całe życie czy jakiś nieśmieszny żart, w sobotę po południu pojechaliśmy na dożynki do Havirova. Stuprocentowe spontanaerum. Tylko wariaci są coś warci.
1,5h i setki koron później siedziałyśmy w trójkę na płocie pod sceną w Havirovie, jadłyśmy bramboraki, czyli Czeską czosnkową wariację na temat placków ziemniaczanych i piłyśmy kawę.

Enter the realm, don't stay awake
The dreams remain, they only brake
Forget the task, enjoy the ride
And follow us into the night

Czas płynie, tłum gęstnieje, a dwa Hobbity przeciskają się między ludźmi. Excuse me, can you stand behind me? You’re so tall and it’s not my fault that I’m so tiny. W końcu dotarłyśmy do miejsca, z którego było widać całkiem ładnie całą scenę i już tam zostałyśmy.
Once there was a child's dream
One night the clock struck twelve
The window open wide

I w końcu zabrzmiały pierwsze nuty Roll Tide Hansa Zimmera. Oni już wiedzą, skubańcy, jak budować napięcie.
The deepest solace lies in understanding,
This ancient unseen stream,
A shudder before the beautiful

Dało się odczuć, że to jest koncert bez porządnego supportu, bo przez pierwsze dwie, trzy piosenki musiałam się rozbujać, żeby wejść w ten wszystkim nam dobrze znany koncertowy nastrój. Stałyśmy dość daleko od pogującego, skaczącego tłumu z przodu, więc ludzie obok nas byli dość statyczni. Dwa rzędy przed sobą zobaczyłam jednak dwóch gości, którzy nie przejmując się niczym ani nikim skakali sobie w najlepsze. Dlatego gdzieś w okolicach Yours is an Empty Hope przecisnęłyśmy się do nich i przez cały koncert tworzyliśmy małą czteroosobową pogującą komórkę w morzu Czeskiego spokoju i zdziwienia. Pozdrawiam zainteresowanych, bo po koncercie dowiedziałam się, że jeden z nich jest z Polski i siedzi w grupie Dream Emporium :D Jaki ten świat mały.

Zespół pozytywnie nas zaskoczył grając Bless the Child, powiew starego dobrego Nightwisha z czasów, za które wszyscy ich pokochaliśmy. Floor wydobywa z tego utworu ducha starego NW.
Kolejnym miłym akcentem było dodanie do setlisty Alpenglow, który zastąpił Saharę. Osobiście bardzo lubię Saharę i swego czasu była ona moim ulubionym utworem Nightwisha, ale na festiwalowe klimaty bardziej nadaje się Alpenglow, gdzie 20 000 ludzi drze się, że WE WERE HERE. A najważniejsze, że we were here together, sharing the madness, sharing the ride! Niezapomniane, niesamowicie pozytywne przeżycie.

WE WERE HERE!
Roaming on the endless prairie
Writing an endless story!

Przy Storytime chciałam zrobić tak jak zrobiłam na Czadzie, czyli zamiast zwykłej wersji refrenu, zaśpiewać Tuomasowi ‘YOU are the voice of Never Never Land”, ale zauważyłam, że Maestro sam podśpiewuje refren uśmiechając się sam do siebie.

I am the voice of Never-Never-Land
The innocence, the dreams of every man
I am the empty crib of Peter Pan
A silent kite against the blue, blue sky

Zdarliśmy sobie gardła przy I Want My Tears Back, bo przecież we want our tears back NOW i w ogóle why don’t you give us our tears back and stuff? Ghost Love Score każdy przeżywał osobiście. Niektórzy kołysali się do rytmu, niektórzy (w tym ja) popisywali się swoim operowym wokalem i śpiewali razem z Floortje, jeszcze inni skakali, headbangowali, albo po prostu zamknęli oczy i pozwalali chwili trwać. Neverending fantasy. Złapaliśmy się w czwórkę pod ręce i pozwoliliśmy muzyce to redeem us into childhood, show us ourselves without the shell.

Jako zwieńczenie całego koncertu, zespół zagrał The Greatest Show on Earth, utwór, co do którego mam i zawsze miałam mieszane uczucia, utwór, którego nigdy do końca nie brałam na poważnie, który sam siebie wystawiał na śmieszność. Ciężko mi było wybaczyć Maestro naiwności w stylu tapestry of chemistry i carbon feast. Dlatego podczas gdy inni czekali na The Greatest Show z niecierpliwością obgryzając paznokcie, ja podchodziłam do tego dość chłodno.
Jednak muszę przyznać, że ten utwór wiele zyskuje na żywo. Muzyka połączona z recytacją i z obrazami wyświetlanymi na ekranie za sceną tworzą doskonałą całość i uważam, że zespół powinien zrobić do tego utworu teledysk podobny do filmu wyświetlanego podczas koncertów.

Jako biolog i naukowiec uznałam za punkt honoru śpiewać jak najgłośniej się dało:

Man, he took his time in the sun
Had a dream to understand
A single grain of sand

Niech żyje nauka! Niech żyje ciekawość świata, chęć poznawania, zrozumienia, odkrywania! Niech żyje pozytywne podejście do życia, niech żyje naiwność, let the innocencie be reborn!
LONG LIVE NIGHTWISH!

WE WERE HERE!

Nightquest - quest not for the past
But for tomorrow to make it last
Simply the best - way to walk this life
Hand in hand with the dreamers'minds!

We are going to die, and that makes us the lucky ones
Most people are never going to die
Because they are never going to be born
The potential people who could have been here in my place
But who will, in fact, never see the light of day
Outnumber the sand grains of Sahara
Certainly those unborn ghosts
Include greater poets than Keats, scientists greater than Newton

We know this
Because the set of possible people allowed by our DNA
So massively exceeds the set of actual people
In the teeth of those stupefying odds
It is you and I, in our ordinariness, that are here
We, privileged few, who won the lottery of birth against all odds
How dare we whine at our inevitable return to that prior state
From which the vast majority have never stirred?


Pozdrawiam naukowo, Richard Caspar Darwin.







No comments:

Post a Comment