9 March 2016

Folie à Deux

Dzisiaj pobawimy się w Sherlocka Holmesa. Albo detektywa… jakiegośtam. Znacie jakiegoś dobrego detektywo psychologa? Chętnie skorzystam.
Dlaczego? 
Każdy ma w sobie trochę z Sherlocka Holmesa, jeśli nie umysł bystry jak żyleta czy umiejętność grania na skrzypcach, albo szeroką wiedzę chemiczną, to może choćby zdolność poprawnego orientowania się w sytuacji czy dociekania aż do skutku.

Dlaczego?

To jest doktor O'Reilly. 
Doktor O'Reilly jest narkomanem uzależnionym od amfetaminy, malarzem, wieczorami krawcem, wielbicielem książek o homoseksualizmie. Doktor O'Reilly jest miły, szczery i bezgranicznie naiwny, co sprawia, że lubi go każdy rodzaj ludzi, od gburowatej pani w szatni począwszy, na jego szefie, czterokrotnie przerehabilitowanym w kosmos profesorze skończywszy. Doktor O'Reilly ma opinię kogoś, kto jest nadzwyczaj rozwinięty intelektualnie, ale znacznie opóźniony emocjonalnie, co w większości przypadków, a szczególnie w środowisku, w którym się obraca, zapewnia mu dość klawe życie. 
W sumie kto by nie chciał u siebie w labie kogoś, kto umie indukować mutację genów odpowiedzialnych za transport hormonalny w komórkach roślinnych czy wyizolować doskonale czyste RNA, a jednocześnie jest naiwny jak dziecko i sprawia wrażenie jakby emocjonalnie miał cztery lata. 
Wszyscy są zadowoleni z małego, łatwowiernego, nieco introwertycznego, ale jednocześnie całkiem inteligentnego kogoś u swego boku. 
- Okej, Sherlocku, ale co dalej? 
- Och, mój drogi Watsonie, patrzysz, a nie widzisz. Nie widzisz, że nasz drogi doktor O'Reilly jest doskonałym obiektem, aby nim manipulować? Bawić się nim na różne sposoby, testować tą czy inną sztuczkę psychologiczną. 
- Ale po co? 
- A jak myślisz dlaczego ludzie robią różne rzeczy? 
- Nie wiem.
- Bo się nudzą.
Doktor O'Reilly stanął na przejściu na czerwonym świetle, a przez jego umysł przelatywało milion myśli na minutę. Mijała go taka sama jak zwykle, niekończąca się rzeka samochodów, ale on czuł się bardzo niecodziennie. Nie było to złe uczucie, można nawet powiedzieć, że było całkiem pozytywne. Więc dlaczego czuł się tak dziwnie?
W ciągu poprzedniej godziny doktor O'Reilly został zmanipulowany co najmniej trzy razy. Każdy z tych razów powtał z uśmiechem na twarzy, ponieważ był zbyt naiwny i zbyt otwarty i szczery, żeby taką możliwość nawet brać pod uwagę.
Knock once for the Father.
Na początek została przetestowana jego siła charakteru i pewność siebie, kiedy to na niespodziewany zdecydowany, pewny uścisk dłoni odpowiedział najsłabszym, najbardziej rachitycznym uściskiem, jaki znała ludzkość, przepraszając jednocześnie za lodowate niczym sama Arktyka dłonie.
Knock twice for the Son
Potem zostało przetestowane jego zaufanie, gdzie osoba, która znała go od piętnastu minut wtajemniczyła go, jako jedną z niewielu lub jedyną osobę, w miejsce ukrycia czegoś dość cennego, dając mu jednocześnie przyjacielskie przykazanie aby nikomu o tym nie wspominał.
Knock three times for a Holy Ghost
Na koniec została przetestowana jego łatwowierność, naiwność i wiara w dobre intencje innych, czyli zadanie z rodzaju ‘obcy człowiek proponuje ci podwózkę do domu, oblicz z prawdopodobieństwem do 0.05%, że nie ma on ochoty poćwiartować cię, a zakrwawione zwłoki porzucić w lesie’.
Knock for the fourth time for the hopeless naive fuck, którym jesteś, albowiem oblałeś wszystkie trzy zadania i teoretycznie powinieneś zostać wyeliminowany z puli genowej populacji i przekazanie kolejnym pokoleniom twoich naiwnych genów byłoby hańbą dla ludzkości.

I kiedy doktor O'Reilly w stanie euforii szedł przez ulicę do domu, miał poczucie, że coś tu jest konkretnie nie tak, ale nie miał zamiaru dociekać co, bo był na tak dużym emocjonalnym endorfinowym haju, że jego mózg tym bardziej nie myślał trzeźwo. 
To, co mu się właśnie przytrafiło, było tak nierealne, że jego umysł nie kwalifikował tego jako jawy. Jeszcze nie. 
Analityczny biotechnologiczny umysł z dodatkiem systemowym w postaci poziomu emocjonalnego czterolatka, nie był w stanie tego przetworzyć na strawne informacje, więc doktor czuł się po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy tak bardzo, tak pozytywnie naładowany, że gdyby był Królewną Śnieżką, a w pobliżu zamiast samochodów było słychać ptaki, zacząłby z nimi śpiewać aż przybiegłyby do niego inne leśne zwierzątka i też zaczęłyby śpiewać, a potem przybiegliby tacy mili panowie i odwieźliby go do psychiatryka, tam, gdzie jego miejsce.
Tak to już jest z takimi ludźmi, którzy szczęścia mają więcej jak rozumu i których genom czystym przypadkiem ciągle jest jeszcze w puli genowej populacji. 
Tak to już jest z ludźmi, którzy dają na sobie testować psychologiczne sztuczki, a kiedy w końcu orientują się co jest grane, to jest już miljon lat po fakcie, rozdział zamknięty i pozamiatane. 
I tak to już jest z ludźmi, którzy kiedyś obudzą się w lesie bez nerki tylko dlatego, że za bardzo wierzą w innych ludzi.

Czasem mają rację i trafia im się złoty człowiek, ktoś tak cudownie kochany, że aż się wierzyć nie chce, ale też całkiem często się mylą i kończą potem z dużym bagażem negatywności. 
Takie jest życie, a życie jest cienszkie.
PS. Tak, dostałam tą robotę w labie, nie mam co marudzić. Ale w sumie co sobie pomarudzę, to moje, nie? :D

No comments:

Post a Comment